Czy Donald Trump rozpęta wielką wojnę handlową z Chinami?
W USA trwa kampania wyborcza. W listopadzie Amerykanie wybiorą prezydenta na kolejną kadencję. Do tego miejsce będą miały wybory uzupełniające do Kongresu. W wyścigu do Białego Domu liczy się dwójka kandydatów: Donald Trump i Kamala Harris. Choć nie wiemy, kto wygra, jednego możemy być pewni: kolejne lata będą stały pod znakiem rywalizacji USA-Chiny.
Chiński smok podniósł łeb
Nim przejdę do sedna tego tekstu, najpierw cofnę się wraz z tobą w czasie. Do lat 80. XX wieku. To w tej dekadzie należy bowiem upatrywać genezy obecnych problemów USA i sukcesu Chin.
Państwo Środka przez wieki było imperium. Nie światowym, ale kontynentalnym. Z czasem jednak nastąpił jego zmierzch. Chiny zostały wręcz podporządkowane Zachodowi, aż wreszcie w latach 40. Ogarnęła je wojna domowa. Tę ostatnią wygrał obóz komunistyczny. Rządy Mao Tse-tunga nie uczyniły z kraju na nowo imperium, ale z pewnością zwiększyły jego znaczenie na arenie międzynarodowej.
Przełom nastąpił dopiero, gdy władzę przejął Deng Xiaoping. Wykorzystał największy ówczesny atut Chin. Biedę. Tania siła robocza sprawiła, że Zachód zaczął w Państwie Środka inwestować. A dokładniej: produkował w regionie towary na swoje rynki. Chińczycy nie protestowali. W końcu na tym korzystali. Nie tylko zaczęli się powoli bogacić, ale też podkradać nowoczesne technologie. To z kolei pozwoliło im stworzyć rynek tanich zamienników i podróbek.
Powyższe trwało przez wiele lat. Tyle że pekińskie elity potrafią czekać. W drugiej dekadzie XXI w. sytuacja była już zgoła inna. Chiny stały się gospodarczą potęgą. Ich gospodarka stała za 35% światowego PKB. Zauważ, że od wielu lat nie mówi się już o „chińszczyźnie” z wyczuwalną pogardą. Kraj przestał kojarzyć się z tandetą, a zaczął przodować na rynku technologii 5G, elektroniki czy polu fizyki kwantowej. Liczba zgłaszanych przez Chińczyków patentów dot. nowoczesnych technologii rośnie niemal z roku na rok. Przełomem był rok 2015. To wtedy Chiny jako pierwszy kraj w historii zgłosiły milion wniosków patentowych.
USA dostrzegają zagrożenie
Każda akcja rodzi jednak reakcję. Po drugiej stronie oceanu rozwojowi Państwa Środka przyglądali się Amerykanie. Kraj, który promował globalizację i na niej zarabiał, nagle zaczął dostrzegać, że właściwie wystrugał dla siebie szubienicę, a potem jeszcze przygotował sznurek.
O co chodzi? O to, że globalizacja i polityka Chin doprowadziły do tego, że w USA zaczęło rosnąć bezrobocie, wzrósł deficyt handlowy i wreszcie kapitał zaczął z mocarstwa wypływać, a nie do niego wpływać. Po prostu produkcja była przenoszona do Chin.
By pojąć skalę tego, co zaszło, warto podać parę danych. Na początku lat 90. bilans handlowy USA oscylował wokół zera – skala importu mniej więcej odpowiadała wielkości eksportu. W 2018 r. deficyt wyniósł już 628 mld USD (w tym w handlu z Chinami 419 mld USD). W 2019 r. Waszyngton importował towary warte 2,57 bln USD. Oczywiście, Chiny także pozostają gospodarką mocno uzależnioną od importu, ale w tym samym roku importowały towary za nieco ponad 2 bln USD. Tak, dużo, ale różnica pomiędzy importem Chin a USA wyniosła ok. 28%.
To m.in. na tej fali – zniechęcenia wyborców do globalizacji – wybory w 2016 r. wygrał Donald Trump. I trzeba uczciwie przyznać, że miał pewien pomysł na rywalizację z Chinami. Najpierw spotkał się z obecnie rządzącym Państwem Środka, Xi Jinpingiem. Wspólnie obaj stworzyli 100-dniowy plan negocjacji handlowych. Założenie było słuszne: zwiększyć eksport USA, a tym samym zmniejszyć deficyt w handlu pomiędzy dwoma mocarstwami. Chiny miały więc zrobić krok w tył. Oczywiście nie za darmo. Strona amerykańska zgodziła się na rozwój Inicjatywy Pasa i Szlaku. Czyli projektu, który jest dla USA śmiertelnym zagrożeniem (o tym za chwilę).
Ostatecznie jednak negocjacje zakończyły się niepowodzeniem. Ponoć z winy Amerykanów, którzy zaczęli mieć rosnące wymagania. W odpowiedzi Trump wypowiedział Chinom wojnę handlową. Nałożył na chińskie produkty cła. Pekin odpowiedział oczywiście tym samym.
Do czego to doprowadziło? Oberwały gospodarki obu mocarstw. Tyle że były też pozytywy. W 2019 r. całkowity deficyt handlowy USA wyniósł już “tylko” 617 mld USD (rok wcześniej: 628 mln USD). W 2018 r. deficyt w handlu z Chinami wynosił 419 mld USD, zaś po “wojnie Trumpa” spadł do 346 mld USD.
Do tego Trump zaczął zachęcać firmy do powracania do USA. Temu miała służyć obniżka podatków (z 35% do 21%). I udało się. Na tym polu prezydent osiągnął pewne sukcesy.
Republikański polityk stracił po 4 latach władzę i do Białego Domu wprowadził się Joe Biden. Kontynuował on jednak politykę poprzednika. Tylko w maju br. ogłosił pakiet podwyżek ceł na chińskie towary, w tym pojazdy elektryczne, chipy komputerowe i produkty medyczne.
Ze względu na rozległe dotacje i nierynkowe praktyki prowadzące do znacznej nadwyżki mocy produkcyjnych, chiński eksport pojazdów elektrycznych wzrósł o 70% od 2022 r. do 2023 r., zagrażając inwestycjom produkcyjnym w innych miejscach. Dlatego też stawka celna na pojazdy elektryczne wzrośnie z 25 do 100% i to jeszcze w 2024 roku
– przekazał w komunikacie Biały Dom.
By pojąć to, dlaczego USA reagują w taki sposób, warto spojrzeć na prognozy. Szacuje się, że w tej dekadzie Chiny będą produkowały niemal połowę chipów na świecie!
Co zrobi Donald Trump, jeżeli wygra?
Teraz warto zadać pytanie: co zrobi Trump, gdy wygra wybory? W debacie publicznej panuje przekonanie, że zaogni on konflikt z Chinami.
Skąd takie przekonanie? Po pierwsze, pierwsza faza wojny celnej, jaką rozpoczął, gdy był prezydentem, przyniosła, jak już wskazałem, pewne efekty. Do tego politykę ceł prowadzi też administracja Joe Bidena. Swoją drogą pokazuje to, jak działa deep state. Liderzy partyjni mogą różnić się na poziomie retoryki, ale w praktyce, gdy rządzą krajem, realizują podobną politykę międzynarodową.
Pikanterii dodaje fakt, że kandydatem Partii Republikańskiej na wiceprezydenta jest J.D. Vance. To mało doświadczony polityk, ale pewien żywy symbol. Jest autorem książki Elegia dla bidoków, którą zekranizował Netflix. Pochodzi z biednej rodziny, ale zrobił sporą karierę w branży finansowej i zarobił duże pieniądze. Co jednak najważniejsze, pochodzi ze stanu Ohio, czyli tzw. pasa rdzy. To region, który ucierpiał właśnie w wyniku globalizacji. To tam działał ciężki przemysł USA. Przenoszenie tej części gospodarki poza teren mocarstwa uderza szczególnie w takie stany jak Ohio, Michigan, Indianę i Pensylwanię. Najlepszym przykładem jest miasto Detroit. W latach 2000−2015 ubyło tam 28,8% populacji.
Wiele osób uważa, że Trump z Vance’em będą starać się odtworzyć przemysł ciężki w regionie. To słuszny kierunek. Zwłaszcza w dobie potencjalnej deglobalizacji W dobie wojen handlowych kraje będą potrzebowały własnego przemysłu, by produkować własne produkty. W tym celu USA będą zaś potrzebowały własnych fabryk. Tyle że w praktyce to niemożliwe. A przynajmniej mało realne do wykonania przez najbliższe lata. Problemem Amerykanów jest to, że nie chcą oni już pracować w zakładach produkcyjnych. Zmiany kulturowe doprowadziły do tego, że liczą się usługi, a nie praca stricte fizyczna. I żaden polityk tego nie zmieni. A przynajmniej w ciągu 4 lat, a tyle trwa kadencja prezydenta.
W ostatnich wywiadach Trump jest już zresztą ostrożniejszy w grożeniu Chinom ostrzejszą wojną handlową. Możliwe, że po prostu będzie kontynuował politykę Bidena. Dziś wydaje się to najbardziej realnym scenariuszem.
Co to oznacza dla kryptowalut?
Podsumujmy to wszystko. Moim zdaniem Trump może kontynuować politykę nakładania ceł. Powód? Jak wspomniałem, już raz przyniosła mu ona pewne efekty. Do tego prowadzi ją nadal administracja Bidena. Deep state zapewne widzi w niej potencjał. Nagrodą w tej walce może być poważne osłabienie Pekinu. I tego chce Biały Dom.
Jest i ciemna strona tego pomysłu. Może on uderzyć w obie gospodarki: chińską i amerykańską. Jeden dylemat to rozwój gospodarczy, drugi – inflacja. Zmniejszenie podaży produktów na amerykańskim rynku (do tego tanich) może doprowadzić do ponownego skoku cen. To zaś wymusi na Fedzie ponowne podnoszenie stóp proc., a tym samym zadanie ciosu rynkom akcji, kryptowalut i złota. Może się to zbiec – tak, znów! – z zakończeniem cyklu bitcoina. Zakładając, że Trump zamieszka znów w Białym Domu w styczniu i od razu rozpęta gospodarczą wojnę, po kilku miesiącach Amerykanie powinni już widzieć efekty w postaci nieco wyższej inflacji. Czytaj: Fed zabierze się do podnoszenia stóp. By temu zapobiec władze będą musiały pobudzać gospodarkę, np. cięciami podatków (tak, jak robiły to za czasów “pierwszego Trumpa”).
Na koniec wrócę jeszcze do Inicjatywy Pasu i Szlaku. Ta może się okazać kluczowa dla kryptowalut. Szczególnie, że Rosja chce wykorzystywać w handlu międzynarodowym cyfrowe aktywa.
Wspomniany Pas i Szlak to realizowany już projekt dróg lądowych, za którym stoją Chiny. Jest groźny dla USA. A to dlatego, że Amerykanie swoją potęgę opierają na tym, że kontrolują (czytaj: zapewniają na nich bezpieczeństwo) morskie drogi transportu. Przez to mogą zarabiać na marży, na handlu, a nie na samej produkcji (i temu też przez dekady korzystali na globalizacji – tanio produkowali w Chinach, a drogo sprzedawali towary na całym świecie).
Pekin, budując Pas i Szlak, chce doprowadzić do rewolucji – do powrotu do świata sprzed odkryć geograficznych, kiedy handel był oparty na drogach lądowych. Jeżeli inicjatywa ta zostanie w pełni zrealizowana, Amerykanie stracą na znaczeniu – po prostu transport zacznie opierać się na m.in. szybkiej kolei. Nie stanie się to szybko, ale za 10, 20 lat możemy żyć już w innym świecie.
Utrata prymatu USA w kwestii kontroli dróg transportowych doprowadzi do tego, że na znaczeniu zyskają Chiny. Na wartości straci dolar. Zyskać może juan lub – no właśnie – kryptowaluty. Zakładając, że ich adopcja na poletku wymiany handlowej się powiedzie.
Jak więc widać, nowa administracja Białego Domu stanie przed wieloma dylematami. Decyzje, jakie zapadną w Gabinecie Owalnym, mogą zmienić nasz świat i gospodarkę. I mocno wpłynąć na rynek kryptowalut.
Bitcoina i inne kryptowaluty kupisz w prosty i bezpieczny sposób na giełdzie zondacrypto.
Na rynku kryptowalut od 2013 r. Współorganizowałem pierwsze w Polsce konsultacje społeczne w Sejmie dotyczące technologii blockchain, a także Polski Kongres Bitcoin, w ramach którego wystąpił Andreas Antonopoulos. Współpracowałem z posłami na Sejm RP, w celu przygotowania interpelacji na temat takich kwestii jak: kryptowaluty, CBDC czy technologia blockchain. Interesuje się historią, ekonomią, polityką i oczywiście technologią blockchain.
Na rynku kryptowalut od 2013 r. Współorganizowałem pierwsze w Polsce konsultacje społeczne w Sejmie dotyczące technologii blockchain, a także Polski Kongres Bitcoin, w ramach którego wystąpił Andreas Antonopoulos. Współpracowałem z posłami na Sejm RP, w celu przygotowania interpelacji na temat takich kwestii jak: kryptowaluty, CBDC czy technologia blockchain. Interesuje się historią, ekonomią, polityką i oczywiście technologią blockchain.
Newsletter Bitcoin.pl
Więcej niż bitcoin i kryptowaluty. Najważniejsze newsy i insiderskie informacje prosto na Twój email.
Dbamy o ochronę Twoich danych. Przeczytaj naszą Politykę Prywatności