za
pieniądz

Jak niszczono pieniądz. Dramat w kilku aktach. Część 1

Binance Launchpool

Obyś żył w ciekawych czasach – złorzeczą wrogom niektórzy. Niestety nam wszystkim przydarzyły się właśnie owe „ciekawy czasy”. Nie żeby naszym przodkom jakoś szczególnie się nudziło, ale obserwując różne zjawiska makroekonomiczne i geopolityczne, można dojść do wniosku, który każdego bankiera centralnego przyprawi o palpitacje serca. Możliwe bowiem, że doczekamy się ostatecznie agonii pieniądza fiducjarnego. Analizując historię można jednak dojść do wniosku, że nie będzie śmierć nagła i niespodziewana. Nie, proces upadku trwa już od dawna i w naszym nowym mini-cyklu przyjrzymy mu się bliżej.

Akt I: Standard złota

złoto pieniądzWybaczcie, ale nie cofniemy się tutaj do starożytności. Nie będziemy towarzyszyć mieszkańcom dzisiejszej Azji Mniejszej w odkrywaniu tak fajnego wynalazku, jakim są złote monety. Darujemy sobie też szczegółowe opisy tego, jak swoją nieroztropną polityką monetarną władcy starożytności i średniowiecza niszczyli własne waluty, grabiąc tym samym swoich obywateli. To pomysł na osobny cykl (dajcie nam znać, czy coś takiego w ogóle by was ciekawiło). Zamiast tego przeskoczymy od razu do XIX w.

Lata 1815-1914 uchodzą za złoty okres pieniądza. I to dosłownie. Panował wtedy bowiem złoty standard walutowy. Co oznaczał w praktyce? Coś, co dziś wydaje się nierealne – sztywne kursy walut. Te miały też pokrycie w złocie.

Często niedostrzeganym faktem jest ten, że oparcie walut na kruszcu nie było jakąś fanaberią ówczesnych elit politycznych. Złoto było bowiem przez lata przetestowane przez rynek jako solidny pieniądz. Od zarania dziejów uchodziło za synonim bogactwa. Sprawdziło się też jako środek wymiany handlowej. Jasne, inflacja występowała też stulecia wcześniej, ale była powodem psucia walut przez władców, którzy fałszowali monety tworząc je z coraz mniejszej ilości kruszcu. Złoto – choć też podlegało prawu popytu i podaży, o czym boleśnie przekonali się w XVI w. Hiszpanie – nadal uchodziło za twardą walutę.

Międzynarodowy standard złota ograniczał monetarne eksperymenty polityków. Jasno wyjaśnił to ekonomista David Hume. Załóżmy, że jakiś niezbyt odpowiedzialny kraj zacznie w nadmiarze emitować banknoty. Efekt? Mamy inflację, ceny rosną. To stymuluje import, bowiem okazuje się, że lepiej jest kupować zagraniczne towary, niż płacić za krajowe. Poza tym skok cen krajowych produktów uderza w eksport. Mamy więc zaburzony handel międzynarodowy. Więcej sprowadzany do swojego kraju, niż sprzedajemy sąsiadom. Pojawia się też deficyt w bilansie płatniczym. Nagle okazuje się, że zagraniczni odbiorcy zaczynają wymieniać naszą walutę na złoto. Grozi to odpływem kruszcu z naszego skarbca. Na to nie może na dłuższą metę pozwolić nawet najbardziej apodyktyczny władca. W rezultacie należy ograniczyć politykę inflacyjną. Efektem jest sytuacja odwrotna. Teraz to my więcej sprzedajemy za granicę, odzyskujemy złoto, itd.

Sytuacja na rynku przyjmuje wtedy postać powtarzających się cykli. Dających się miarę przewidzieć. Tak ten system działał do wybuchu I wojny światowej. Czy był idealny? Nie! Dlaczego? Murray N. Rothbard wskazuje na interweniowanie rządów w rynek. Te wprowadziły do prawa pojęcie „prawnego środka płatniczego” i zmonopolizowały mennice. Wyżej opisany system jednak nadal działał, choć przechodzenie z cyklu do cyklu było już zakłócane. Mówiąc kolokwialnie: nie było jednak tragedii. Ta miała się dopiero zacząć.

Akt II: I wojna światowa i jej efekty

I komu to przeszkadzało? – zapyta ktoś dociekliwy.  No właśnie, niestety system gospodarczo-finansowy nigdy nie funkcjonował w próżni. Od drugiej połowy XIX w. sytuacja w Europie – stabilna po słynnym kongresie w Wiedniu, który stworzył fundamenty nowego ładu na kontynencie po upadku Napoleona – stawała się coraz bardziej napięta. Zjednoczone Niemcy wykazały apetyt, o jaki można posądzać kogoś, kto był długo odsunięty od stołu z głównymi daniami i żywił się tylko przystawkami. Nasi obecni zachodni sąsiedzi nie brali na dobrą sprawę udziału w kolonializmie. Gdy pod rządami Otto von Bismarcka odzyskali dawną witalność, na starcie pokonali w wojnie Francję, zaś później zaczęli grę o wyższą stawkę.

Bajki o dominację nad całym światem wstawmy między bajki. Sprawa była bardziej złożona. Rozwój gospodarczy Niemiec niejako wymusił na nich walkę o kolonie i dominację nad morzami. To zaś nie podobało się zwłaszcza Wielkiej Brytanii, która swoją potęgę opierała właśnie na flocie. Konfrontacja była nieunikniona, zaś zamach na Franciszka Ferdynanda, następcę tronu Austro-Węgier, był tylko pretekstem. Zwaśnieni i spokrewnieni monarchowie Europy (analiza ich drzew genealogicznych może okazać się całkiem ciekawym zajęciem, serio!) i tak wcześniej czy później chwycili by się za łby. Możliwe, że powodem byłaby nawet obraźliwa nota dyplomatyczna, jak w przypadku wojny prusko-francuskiej z 1870 r. czy inna bzdura.

Nie chcemy was straszyć, ale warto nadmienić, że początek XX w. przypominał trochę współczesność. Rosło pokolenie, które wojnę znało tylko z książek, wspomnień starszych osób czy bajek. Nie kojarzono jej z brudnymi okopami, krwią i śmiercią. Nie, wojna była formą rozrywki. Bohaterską wycieczką pod chwałę i zachwyt płci pięknej. Jeśli już wtedy na rynku dostępne byłyby gry komputerowe, „Call of Duty” cieszyłoby się sporym powodzeniem. Dlatego też wybuch Wielkiej Wojny spotkał się z wielkim entuzjazmem. Jeśli dobrze poszukacie, znajdziecie np. fotografie zadowolonej z tego faktu młodzieży, która nie mogła doczekać się, że wkrótce trafi na front. Na jednej z nich widać nawet młodego Adolfa Hitlera.

wojna pieniądzDlaczego jednak o tym piszemy? Co to ma wspólnego z pieniędzmi? – zapyta zniecierpliwiony czytelnik. Chcemy wam bowiem nakreślić nastrój, jaki panował wtedy w Europie. I wojna światowa miała być dla ówczesnego pokolenia dwutygodniową wycieczką na front, w czasie której nawet nie udałoby się wybrudzić munduru. No może, przy odrobienie szczęścia była szansa na małą bliznę w widocznym miejscu, którą można byłoby chwalić się na bankietach. Czy sądzicie, że ówczesne elity liczyły się w takich warunkach z tak ogromnymi kosztami finansowymi konfliktu, na jakich się skończyło?

Gdy okazało się, że wojna nie potrwa 2-3 tygodni, a parę lat, pojawił się problem. Jak to wszystko sfinansować. Każdy nabój, każdy karabin czy mundur kosztowały. Nie wspominając o nowinkach technologicznych pokroju gazów bojowych czy pierwszych czołgów.

Państwa zaczęły kolejno odchodzić od standardu złota i drukować na potęgę banknoty. Przy okazji ustalano ceny maksymalne, które miały zahamować inflację. No, geniusze z tych polityków, no nie? Problem tkwi w tym, że rynku nie da się oszukać w taki sposób na dłuższą metę. Gdy tylko wojna skończyła się w poszczególnych państwach zaczęto obserwować skoki cen, przechodzące w niektórych przypadkach w hiperinflację (podręcznikowym przykładem jest ta z Niemiec, które sromotnie przegrały do tego wojnę).

Politycy – jak to mają w zwyczaju – po tym, jak już narozrabiali, zaczęli szukać rozwiązania problemu. Efektem był Akt III naszej historii…

CDN.

Bitcoina i inne kryptowaluty kupisz w prosty i bezpieczny sposób na giełdzie zondacrypto.

Tagi
Autor

Na rynku kryptowalut od 2013 r. Współorganizowałem pierwsze w Polsce konsultacje społeczne w Sejmie dotyczące technologii blockchain, a także Polski Kongres Bitcoin, w ramach którego wystąpił Andreas Antonopoulos. Współpracowałem z posłami na Sejm RP, w celu przygotowania interpelacji na temat takich kwestii jak: kryptowaluty, CBDC czy technologia blockchain. Interesuje się historią, ekonomią, polityką i oczywiście technologią blockchain.

Newsletter Bitcoin.pl

Więcej niż bitcoin i kryptowaluty. Najważniejsze newsy i insiderskie informacje prosto na Twój email.

Dbamy o ochronę Twoich danych. Przeczytaj naszą Politykę Prywatności