za
satoshinakamoto1

Po raz kolejny rzekomo odnaleziono Satoshiego Nakamoto

2015-12-09
Ciekawostki
Nexo Earn Aplikacja

Po raz kolejny, ale być może znów nie ostatni, dziennikarze ogłosili zdemaskowanie Satoshiego Nakamoto, niezidentyfikowanego jak dotąd twórcy Bitcoina. Po tym, jak porażkę poniosły takie tuzy dziennikarstwa jak “New Yorker” i “Newsweek”, tym razem za śledztwo wzięli się autorzy z magazynów „Wired” i „Gizmodo”, wydawnictw nieco lżejszego kalibru.

 

 

Po raz kolejny, ale być może znów nie ostatni, dziennikarze ogłosili zdemaskowanie Satoshiego Nakamoto, niezidentyfikowanego jak dotąd twórcy Bitcoina. Po tym, jak porażkę poniosły takie tuzy dziennikarstwa jak “New Yorker” i “Newsweek”, tym razem za śledztwo wzięli się autorzy z magazynów „Wired” i „Gizmodo”, wydawnictw nieco lżejszego kalibru.

Głównym podejrzanym jest tym razem Craig Steven Wrigth, 44-letni Australijczyk. Jak to zwykle w takich historiach bywa, dziennikarze znaleźli wiele poszlak, ale żadnego twardego dowodu. Całe śledztwo bazuje na obszernym zestawie dokumentów elektronicznych nadesłanym do obu redakcji przez – jakżeby inaczej – anonimowego informatora, który jakoby włamał się na komputer Wrighta. Bazując na informacjach zawartych w dokumentach obie redakcje próbowały zasięgnąć języka u zamieszanych w sprawę osób, jednak indagowane osoby wcale nie pomogły rozwiać wątpliwości.

Możemy tu mieć do czynienia z trzema podstawowymi możliwościami. Po pierwsze być może faktycznie Wright (albo zamieszany w sprawę jego nieżyjący już przyjaciel Dave Kleiman) jest twórcą Bitcoina. Po drugie Wright może być autorem świetnie przygotowanej mistyfikacji. Włożyłby w to wiele pracy i to rozłożonej w czasie, niemniej jak w każdym geniuszu jest we Wrighcie spora dawka obłędu, oraz przerośnięte ego. Po trzecie wreszcie nie można wykluczyć, że dziennikarze obu nie stroniących od plotki i sensacji portali przygotowali tę mistyfikację sami, w porozumieniu z Wrightem lub bez. Większość przedstawionych dokumentów nie jest podpisana cyfrowo, autentyczność części z nich została potwierdzona jedynie przez ustne potwierdzenia wymienianych w nich osób.

Kim jest dr Craig Steven Wrigth? Z pewnością postacią nietuzinkową. Libertarianin i anarchista, ale też znakomity programista i specjalista bezpieczeństwa komputerowego. Posiadacz dwóch doktoratów i sporej ilości biznesów często związanych z Bitcoinem, a także… najszybszego na świecie superkomputera znajdującego się w prywatnych rękach. Czy jest również posiadaczem miliona BTC, który leży od lat nieruszany na adresach na które został wykopany i należy jakoby do Satoshiego Nakamoto? Tego nie udało się ustalić. Jeden z ujawnionych dokumentów, to umowa między Wrightem, a wspomnianym wcześniej Davidem Kleimanem, w której Wright przekazał swojemu przyjacielowi ponad 1 100 000 BTC celem założenia funduszu „Tulip Trust” na Seszelach.

 

Kleiman był weteranem armii amerykańskiej i specjalistą od informatyki śledczej. Niestety od 1995 roku po wypadku motocyklowym poruszał się na wózku inwalidzkim. Wynikające z tego komplikacje medyczne doprowadziły do trzyletniego leczenia szpitalnego. Kleiman wypisał się ze szpitala na własne życzenie w 2013 roku i wkrótce zmarł wskutek nieleczonej infekcji, chociaż podobno znaleziono przy nim broń. Ciało znaleziono w stanie częściowego rozkładu, a w materacu odkryto dziurę po kuli, ale żadnej łuski.

W wielu prywatnych mailach wykradzionych ze skrzynki pocztowej Wrighta dawał on nie wprost do zrozumienia, że to on jest twórcą Bitcoina. Z drugiej strony niektórym ludziom (np. partnerom biznesowym Kleimana w korespondencji po jego śmierci) sugerował, że Bitcoina stworzył Kleiman, albo kierowana przez niego grupa. Oczywiście obie redakcje próbowały wprost uzyskać wyjaśnienia od Wrighta. Ten jednakże dawał wymijające, wieloznaczne i pokrętne odpowiedzi, po czym wszelka komunikacja urwała się. Wpisy na blogu Wrighta, na których „między wierszami” sugeruje, że to on jest Satoshim Nakamoto, były kilkakrotnie kasowane i edytowane. Analizując tę część dziennikarskiego śledztwa ma się nieodparte wrażenie, że Wrighta bawiła zabawa z dziennikarzami w kotka i myszkę.

Można też zadać sobie pytanie, jak to możliwe, że temu genialnemu specjaliście od bezpieczeństwa komputerowego włamano się do skrzynki pocztowej. Sam o sobie pisze na jednej ze swoich stron biznesowych „bezsprzecznie najlepszy specjalista bezpieczeństwa IT na świecie”. Taki specjalista używałby poczty na systemie Windows (mało tego, używał jakoby programu Outlook) i jakiś anonimowy haker włamałby się do jego komputera? Brzmi mało wiarygodnie, chyba że włamywaczem był… sam Wright, który zaaranżował rzekomy przeciek do obu redakcji.

Trzeba przyznać dziennikarzom, że byli uparci. Rozmawiali z byłą, oraz obecną żoną Wrighta. Rozmawiali z bratem zmarłego Kleimana, w którego posiadaniu jest dysk USB, z którym Kleiman się nie rozstawał (oraz oczywiście wszystkie komputery zmarłego). Rozmawiali z wieloma innymi zamieszanymi w sprawę osobami. Niczego się jednak w tych rozmowach nie dowiedzieli. Rozmówcy najczęściej pokazywali im drzwi i odmawiali odpowiedzi na jakiekolwiek pytania.

Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że w środę, kilka godzin po opublikowaniu artukułów w „Wired” i „Gizmodo”, australijska policja dokonała przeszukania w domu i garażu Wrighta. Władze twierdzą, że nie ma to żadnego związku z jego domniemaną rolą w stworzeniu Bitcoina. Przeszukanie wynika natomiast z toczącego się przeciw niemu śledztwa w sprawie nadużyć podatkowych. Jego biznesowe starcia z ATO (australijski urząd skarbowy) mają swoje odbicie również w materiałach ujawnionych przez dziennikarzy. Wiele biznesów Wrighta balansowało na granicy australijskiego prawa podatkowego.

Czy mamy więc do czynienia z faktycznym odkryciem tożsamości Satoshiego Nakamoto, czy jest to mistyfikacja perfekcyjnie przygotowana przez szalonego geniusza, czy wreszcie kaczka dziennikarska? Oczywiście sam Wright mógłby się uwiarygodnić np. ruszając jakąś część spoczywającego od lat w łańcuchu bloków miliona BTC. Jednak w rozmowach z dziennikarzami dawał do zrozumienia, że irytuje go fakt, że “doszli oni aż tak daleko” i wcale na wyjściu z cienia mu nie zależy. Po raz kolejny okazuje się że w dobie Internetu ilość informacji (w ujawnionych dokumentach jest jeszcze wiele wątków pobocznych) nie przekłada się niestety na ich jakość.

 

Pewnym jest natomiast, że informacja obiegła cały świat a magazyny Wired oraz Gizmodo uzyskały to co chciały czyli większą oglądalność i darmową reklamę.

 

Fotografia na licencji Public Domain: Flickr.com

Bitcoina i inne kryptowaluty kupisz w prosty i bezpieczny sposób na giełdzie zondacrypto.

Tagi

Newsletter Bitcoin.pl

Więcej niż bitcoin i kryptowaluty. Najważniejsze newsy i insiderskie informacje prosto na Twój email.

Dbamy o ochronę Twoich danych. Przeczytaj naszą Politykę Prywatności