za
pieniądze polacy

Mity ekonomii: państwo nie musi mieć monopolu na emisję pieniądza

Tydzień temu zakończyliśmy nasz cykl, w którym opowiadaliśmy wam o tym, jak w Polsce niemal od początków państwowości psuto pieniądz. Mamy nadzieję, że w jego ramach odkłamaliśmy wiele mitów związanych z naszą przeszłością. Dziś startujemy jednak z nową serią. Postaramy się w niej obalić lub potwierdzić różne teorie ekonomiczne i nierzadko pokazać wam, że można działać inaczej, a świat, jaki prezentują wam ekonomiści czy historycy na kartach podręczników, jest (lub mógłby być) zgoła inny…

To państwo musi emitować pieniądz! Z takim zdaniem spotkał się zapewne każdy z fanów Bitcoina, który podjął dyskusję na temat kryptowalut z jakimś konserwatywnym zwolennikiem ekonomii. Z pozory wygląda to jak coś oczywistego. Waluta danego kraju stanowi krwiobieg jego gospodarki. Jest czymś niezwykle ważnym. Na tyle że oddanie jej we władanie „kapryśnego” wolnego rynku, mogłoby być uznane za istne szaleństwo. Z jednej strony – a dokładniej obserwując tę kwestię tylko z wierzchu – to prawda. Jeśli jednak weźmiemy do ręki lupę i bliżej przyjrzymy się tej tezie, okazuje się, że sprawa nie jest taka jednoznaczna.

Geneza pieniądza

blockchain a historiaZapewne wiecie, że już narodziny pieniądza nie były związane z działalnością państwa. Na początku był barter – rozpocząłby swoją książkę ekonomista, który chciałby obalić mity związane z dziejami gospodarczymi świata. Nawet jednak później, gdy na rynku pojawiały się pierwsze monety, czyli pieniądze takie, jakie już dziś znamy, (przypominamy – wszystko może być pieniądzem, nawet krowa, niesmaczna przyprawa, a zwłaszcza papieros!), były one emitowane przez osoby fizyczne. Historycy zauważają, że te bili prawdopodobnie bogaci, znani kupcy (to tak jakby zrobił to np. Facebook… och, wait…). Za wszystkim stał lud zamieszkujący Lidię (dziś Turcja). Dość dziwaczny, jak na tamte czasy, tak bowiem opisał go Herodot:

„Córy ludu lidyjskiego wszystkie frymarczą swym ciałem i zbierają sobie w ten sposób posag; uprawiają to do chwili zamążpójścia i same się za mąż wydają. (…) Są oni [Lidyjczycy], o ile wiadomo, pierwszymi ludźmi, którzy bili złote i srebrne monety i nimi się posługiwali (…)”.

Mniej więcej w podobnym okresie swoje monety bił król-biznesmen, Gyges, też panujący na tym terenie w VII w. p.n.e. Ten jednak tylko ponoć “zgapił” pomysł od Lidyjczyków i zapoczątkował tym pewien trend, czym wpakował nas wszystkich w niezłe tarapaty. Dzięki Gygesie! (Tu autor krzywi się zniesmaczony ignorancją władcy…) Sama geneza pieniądza pokazuje więc, że waluta nie musi pochodzić od rządu.

Życie w Matrixie

Dziś sama wizja, że to firmy czy osoby prywatne mogłyby posiadać swoje waluty jest niedorzeczna. Dlaczego jednak tak jest? Czy ktoś tu (a konkretnie, cholera, my wszyscy!) po prostu nie dał sobie czegoś wmówić?

pieniądzPrywatne mennice mogłyby w końcu działań i to tak samo jak działają prywatne przedsiębiorstwa na niemal każdym innym rynku. Każdy taki mincerz musiałby produkować monety o kształcie i wadze, jakie preferowaliby klienci, a także stemplować je potem swoim logotypem, tym samym potwierdzając ich wartość i pochodzenie. W konsekwencji to wolny rynek wzmocniłby jednak najlepszych producentów i wyparł z rynku partaczy czy oszustów.

„No jako to, ale przecież właśnie, panowie z bitocin.pl, chcecie otworzyć szeroko furtkę dla fałszerzy” – zakrzyknie ktoś. Argument może i trafny, ale łatwy do odbicia. Osoby, które tak uważają, zapominają chyba o tym, że przecież dziś nic nie stoi na przeszkodzie, by fałszować pieniądze, które emituje państwo. Technologia zabezpieczająca banknoty przed ich fałszywym „dodrukiem” byłaby dostępna na rynku. I po problemie!

Pamiętajmy, że każdy właściciel mennicy musiałby dbać o jakość „swoich” pieniędzy, bo to przecież by się mu opłacało. Czy całkowicie wyeliminowałoby to patologie? Nie! Tyle że wtedy mielibyśmy do dyspozycji inne czołowe waluty na rynku. Inna sprawa, że dziś wyraźnie widać to w Wenezueli. Gdy bolivar w swojej kolejnej odsłonie nie działa, obywatele tego kraju uciekają w dolary czy Bitcoiny.

Jeśli kogoś nadal nie przekonują nasze argumenty i woli wciąż państwo, może niech przeczyta nasz, wspomniany we wstępnie, cykl o inflacji w Polsce. Zresztą nie tylko nasi rządzący mają wiele na sumieniu pod kątem psucia pieniędzy. Rzymscy imperatorzy kombinowali z monetami, jak tylko mogli, bijąc jak najwięcej monet z jak najmniejszej ilości złota. Średniowieczni władcy? Cóż, nie należeli – delikatnie mówiąc – do aniołów. Nie tylko nałogowo zabijali członków swojej rodziny, by tym nie wpadło kiedyś do głowy sięgnięcie po koronę, ale też nagminnie psuli monety. Gdy Krzysztof Kolumb – przez to, że w szkole miał chyba „pałę” z matmy – odkrył Amerykę, hiszpańscy monarchowie przeskoczyli w drugą skrajność. Z nadmiaru złota wyprodukowali za dużo monet i załamali rynek pieniędzy. XVII w. to zaś ogólnie wiek inflacji… Idąc dalej nie jest lepiej. Mamy bowiem nagminne niszczenie krajowych walut, czego szczytem była decyzja jednego z prezydentów USA, by odejść od parytetu złota (dziś weekend, mamy dobry humor, więc nie wymienimy gagatka z imienia i nazwiska!).

Kopernik dałby nam popalić!

kopernik historiaJest jeszcze jednak inna sprawa. Słynne prawo Kopernika-Greshama, które mówi, że „zły pieniądz wypiera z obiegu dobry pieniądz”. Mamy więc wiele prywatnych mennic, ale w obiegu i tak kiepskie pieniądze, bo te lepsze Kowalscy i Smithowie chomikują. Warto jednak skonkretyzować te zasadę. Gresham mówił dokładnie, że „pieniądz, któremu rząd nada sztucznie zawyżoną wartość, będzie wypierał  z obiegu pieniądz, którego wartość zostanie sztucznie zaniżona”.

Jak teraz zinterpretować to na chłopski rozum. Przykładowo na rynku będziemy mieli monetę, która w skutek używania „starła się” – nie prezentuje już 100 proc. wartości, jaką wymaga rynkowy standard, ale np. 90 proc. Teraz jednak rząd ustanawia, że handlowcy mają traktować ją jakby była warto 100 proc. Czy wolny rynek naprawdę będzie taką walutę faworyzował? A może – jak każdy gorszy produkt – wyprze ją z obiegu? Bardziej prawdopodobna wydaje się ta druga opcja…

Kryptowaluty

mark zuckerbergA teraz na koniec spójrzmy, jak w tę kwestię wpisują się kryptowaluty. Rynek faworyzowałby przecież te, które działają najszybciej, których sieci są zabezpieczone w najlepszy możliwy sposób przed atakami 51 proc. i z których korzysta jak najwięcej osób. Widać to po przykładzie BitPay, które najpierw do swoich usług wprowadziło najpopularniejszą kryptowalutę w postaci Bitcoina, ale obecnie dodaje kolejne „monety” pod kątem kapitalizacji: Ether, token Ethereum i token Ripple – XRP. Oba mogą stanowić wyzwanie dla BTC w przyszłości np. z powodów technologicznych.

W kwestii samej płatności zauważcie, że dziś w e-handlu już i tak posiadacie różne opcje dot. tego kroku w transakcji – możecie płacić za pomocą PayPal, Bitcoina, banku czy przelewem za pośrednictwem banku.

Nie jesteśmy więc skazani na waluty państwowe. Mark Zuckerbrg już to zrozumiał…

Bitcoina i inne kryptowaluty kupisz w prosty i bezpieczny sposób na giełdzie zondacrypto.

Tagi
Autor

Na rynku kryptowalut od 2013 r. Współorganizowałem pierwsze w Polsce konsultacje społeczne w Sejmie dotyczące technologii blockchain, a także Polski Kongres Bitcoin, w ramach którego wystąpił Andreas Antonopoulos. Współpracowałem z posłami na Sejm RP, w celu przygotowania interpelacji na temat takich kwestii jak: kryptowaluty, CBDC czy technologia blockchain. Interesuje się historią, ekonomią, polityką i oczywiście technologią blockchain.

Newsletter Bitcoin.pl

Więcej niż bitcoin i kryptowaluty. Najważniejsze newsy i insiderskie informacje prosto na Twój email.

Dbamy o ochronę Twoich danych. Przeczytaj naszą Politykę Prywatności